Tag Archive for: internet rzeczy

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

Wyrażenie – zeitgeist występuje w filozofii i odnosi się do intelektualnego „ducha czasu”. Jeżeli duch upadającej epoki miałby mieć swoje imię, prawdopodobnie nazwałabym go: „Pośpieszną Powierzchownością”. Jedną z podstawowych cech społeczeństwa ponowoczesnego jest nasilenie indyferencji – nie chcemy już chcieć. Pomimo dobrodziejstw technologii, która daje nam nieograniczony dostęp do wiedzy, wcale tej wiedzy nie pożądamy. Pozwalamy natomiast, aby technologia zmieniała charakter stosunków społecznych i determinowała większość sfer naszego życia. Jeżeli wszechświat modernistyczny był uniwersum ukrytym za ekranem – z krajobrazem układów scalonych, przewodów i płynących impulsów elektrycznych, to świat postmodernistyczny stał się przestrzenią naiwnej ufności w ekran, która sprawia, że nieistotne jest to, co poza nim. 

Connected people. Internet – medium, czy grzeszne środowisko? 

Sieć komputerowa to model istnienia, którego pulsem jest informacja. Przekaz docierający do milionów indywiduów tworzących internetową wspólnotę. Internet przestał pełnić funkcję medium i stał się nie tyle środowiskiem komunikacyjnym, co sferą formułowania się całych społeczeństw i ich kultur. Poważny problem, który nastał wraz z rozwojem mediów społecznościowych przyniosła zmiana obyczajowa. Dematerializując prawdziwą obecność, przestaliśmy rozróżniać to, co prywatne od tego co publiczne, implementując „życie” w „medium”. To najprostsza droga do zaburzeń osobowości, narastania lęków oraz problemów z wyrażaniem emocji. W swej interakcji z cyberprzestrzenią, uwiedzeni jej efektownością, zgubiliśmy umiejętność wyciągania wniosków i dostrzegania różnic pomiędzy oryginałem a kopią, rzeczywistością a fikcją, prawdą a fałszem. Nowa kultura wymaga od nas ciągłego „bycia podłączonym”, taka systemowa „więź”, z czasem zmieniła się w komunikacyjny spazm, zaś pozostawanie w nieustannym kontakcie – w kompulsywne zbieractwo ludzkich awatarów, gdzie ważna jest ilość, a nie jakość interakcji [“Internet – a medium or a universe?” Zbigniew Bauer]. Co gorsza, sieć dopuściła do głosu tych, którzy nie mają wiele do powiedzenia. Niestety, w każdej formacji kulturowej to zwykle oni stanowią większość. Możemy zaobserwować, że Internetowa kultura przestała być środowiskiem tradycji i praktyk, a stała się doskonałym instrumentem rozszerzania narcyzmu i głupoty. Trudno się dziwić, że specyfiką Internetu jest faworyzowanie treści „instant” – szybkich, banalnych i nastawionych na efekt. Współczesny świat stopniowo wypierał elitarną sferę sztuki w otchłań „utowarowienia” . Szeroko rozpowszechniony system kulturowy, przekształcił ją w przemysł wspierany cyfrowo, w którym to trwał szalony wyścig o sukces kasowy (blockbuster). Tak mnożyły się wystawy niekoniecznie wnoszące coś istotnego w obszar kultury. Wydarzenia o wielkich budżetach, obliczonych na to, aby przyciągać uwagę jak największej liczby publiczności. Niestety była to uwaga pozorna i krótkotrwała. 

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

Ułomnością naszego gatunku, jest tendencja do bezmyślnego zanieczyszczania środowiska, w którym żyjemy. Po degradacji natury przyszedł czas na degradację intelektualną. Produkcja internetowej informacji stała się niemal fizjologiczną czynnością, którą dokonują wszyscy i wszędzie. Obcowanie z tak potężną kumulacją danych spowodowało, że przestaliśmy je przyswajać i klasyfikować. Pojemność naszych „biologicznych systemów” została przekroczona. 

Lada moment nie będziemy w stanie zmierzyć się już z żadną, wartościową treścią, co dopiero mówić o pogłębionym odbiorze sztuki. 

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

Kryzys materialności 

Jesteśmy organizmami biologicznymi i potrzebujemy do życia środowiska naturalnego, bez względu na to, jak bardzo rozwiniemy technologię. Nawet jeśli natura jest tylko pewnego rodzaju konceptem, to wynika on z holistycznej wizji. Całkowita utrata kontaktu z fizycznymi przejawami natury, może prowadzić człowieka wprost do wyobcowania. Tymczasem w wyniku pandemii, wraz z zamknięciem instytucji, prawie każdą ludzką aktywność przekierowano do sieci. Nasze życia prywatne i zawodowe, edukacja i kultura – zostały masowo wyeksmitowane z rzeczywistości naturalnej do świata wirtualnego. Wprowadzono zasady nazwane social distancing. Wkrótce zmieniono nazwę izolacji na dystansowanie fizyczne, nie społeczne – physical distancing. Ten słowny zabieg miał zasugerować, że dzięki możliwości ciągłego „bycia online”, tylko nasze ciała poddawane są kwarantannie. Ale czy kontakt przez Internet może być substytutem dotyku, zapachu, czy może naprawdę zastąpić bliskość lub doznania estetyczne? Czy obecność na ekranie kogoś lub czegoś za czym tęsknimy zaspokaja, czy wzbudza jeszcze większe pragnienie? Sądzę, że świadomość utraty materialności, jako pierwotnego źródła, niesie ze sobą nie tylko ból osamotnienia jednostki, ale również zagrożenie dla definicji całej kultury. 

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

Dzieło sztuki – choć bywa rzeczą, nie jest rzeczą zwykłą. To byt składający się ze swej fizyczności oraz szeroko pojętej sfery znaczeniowo-symbolicznej. Idea i materia dzieła sztuki są wzajemnie zależne. Jakiekolwiek zaburzenie w ich funkcjonowaniu wpływa na percepcję, narastanie lub zanikanie ekspresji pracy, a więc na jej wartość estetyczną i artystyczną. Dzieło sztuki nigdy nie było postrzegane jako obiekt stricte materialny, gdyż łączy w sobie zarówno znaczenia, relacje jak i procesy. Jego materia nie stanowi „warstwy ideowej” i nie ogranicza się tylko do „warstwy technologicznej” ale wpływa na wrażliwość odbiorcy poprzez ukazanie jakości artystycznej. W przypadku rzeźb, przedmiotów strukturalnych, czy instalacji – nieodzowna wydaje się być ich integracja z przestrzenią. Każda plama ma przecież odpowiednie przetarcie, zaś forma – przynależną jej harmonię i ciężar. Wszystko ma swą wagę, miarę, miejsce i znaczenie. Jeśli mówimy o malarstwie, to właśnie w sferze materialnej liczy się każdy gest, mikroklimat kolorystyczny, rozmaitość natężeń, zmienność nawarstwień farby i tonów organizujących całość kompozycji. Te subtelności, poprzez digitalizację dzieła zostają zniekształcone lub zupełnie utracone. 

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

Ważnym elementem dzieła sztuki jest zatem jego materialność. Znaczący jest też fakt, że dzieło nie funkcjonuje w próżni. Istotny jest kontekst miejsca, w którym się znajduje – otoczenie, światło oraz inne doświadczenia zmysłowe, stanowiące razem odrębną wartość, której nie można przenieść na ekran laptopa. Chociaż technologia cyfrowa już odgrywa ważną rolę, jak argumentował Walter Benjamin w eseju „Dzieło sztuki w dobie technicznej odtwarzalności” nigdy nie będzie możliwe zastąpienie dzieła sztuki jego reprodukcją. Finalnie dzieło artysty i tak musi się skonfrontować w realnym świecie ze swoim odbiorcą. 

Antidotum 

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

W rzeczywistości wirtualnej nie ma ograniczeń i reguł strukturalnych. Bardzo interesujące jest eksperymentowanie z rozwiązaniami wykraczającymi poza tradycyjną koncepcję architektury, co umożliwia artystom i kuratorom, wdrażanie rozwiązań nie do pomyślenia w realnej rzeczywistości. Wirtualny świat stanowi doskonałe uzupełnienie działań dla muzeów czy galerii. Przemyślany zamysł, w odpowiednio dopracowanej formule, nie tylko wspomaga edukację, ale jest też sposobem na przyciągnięcie uwagi wobec wartościowych treści. Wizyta online jest niczym trailer . Stanowi namiastkę, zapowiedź i przedsmak tego, co czeka odbiorcę w realnej przestrzeni galerii, czy muzeum. Należy pamiętać jednak, że jest to formuła uzupełniająca – wiedza informacyjna nigdy nie zastąpi intuicji i poznania zmysłowego. 

Stan światowej epidemii wymaga od nas przedefiniowania wartości. Kryzys obnażył wiele słabych stron systemu ale sprawił też, że znaleźliśmy moment na refleksje. Czas kryzysu, to paradoksalnie dobry czas, aby zastosować politykę recyklingu wobec własnych zasobów i nauczyć się gospodarowania nimi. Praca twórcza ze zbiorami stanowi dotąd niewykorzystany kapitał i dotyczy to całej strefy kultury – artystów w ich pracowniach i muzeów w archiwach. 

W stronę fantomowych doznań – sztuka w Internecie

Miejmy nadzieję, że Internet powróci do statusu medium, które potraktujemy z rozwagą, nie ulegając zakusom porzucenia materialności na rzecz fantomowych doznań. Czas wypracować owocne strategie adaptacji dla nadchodzącej rzeczywistości. Ważne, abyśmy w dążeniu do ożywienia gospodarczego, podejmowali wysiłki poszukiwania prawdziwej wartości intelektualnej, emocjonalnej i kulturalnej. Wierzę, że globalny kryzys pojawił się po to, aby mógł nastąpić dziejowy przełom. 

W dialektyce filozofii istotą rzeczywistości oraz prawdy jest sprzeczność. Jest ona równoznaczna z pojęciem zmiany, stawania się i nieustannie dokonujących się syntez. Oto i akord ducha. Być może zdołamy odebrać jego najważniejszy przekaz – prośbę o myślenie. Nadeszła pora pożegnać „Pośpieszną Powierzchowność” i wyjść naprzeciw „Głębokiej Świadomości”, czego Państwu i sobie życzę.

Autor: Zyta Misztal v. Blechinger

Zarządzanie sobą: Quantified Self i nowe trendy w zakresie wearable technologies

Od kilku lat nie cichnie dyskusja na temat zjawiska, które już wkrótce ma wywrócić do góry nogami nasze codzienne funkcjonowanie, czyli Internet rzeczy, Internet of things. Internet rzeczy to ogólne określenie wszystkich koncepcji, projektów i realizacji, które opierają się na udostępnianiu materialnym urządzeniom i przedmiotom danych – mniej lub bardziej wrażliwych – co w następstwie umożliwia im ich przetwarzanie. Na tej podstawie wszystkie gadżety, systemy i aranżacje, które często wyposaża się nie tylko w nowe technologie, ale również w przymiotnik smart, mogą personalizować, ułatwiać czy zwyczajnie umilać poszczególne ludzkie aktywności.

Ma to swoje odzwierciedlenie również w popkulturze czy literaturze pięknej – na uwagę zasługuje tutaj najnowsza powieść Michała Radomiła Wiśniewskiego pt. Hello World, gdzie w formie fabularnej zostaje podjęty wątek totalizacji doświadczenia przez zapośredniczoną rzeczywistość wirtualną, a także film Ona w reżyserii Spike’a Jonze’a. Krytyką Internetu rzeczy do niedawna parał się na łamach Gazety Wyborczej Wojciech Orliński. Przestrzegał on przed nadmiernym zawierzaniem technologiom, które pod pozorem gadżetu, dzięki permanentnie aktywnym kamerom i mikrofonom, zbierają albo będą zbierać dane na temat każdej aktywności.

Quantified Self, czyli jak kwantyfikować swoje codzienne życie

Ciekawym zjawiskiem jest tutaj powstanie tzw. ruchu Quantified Self – ogólnoświatowej społeczności, której członkowie duży nacisk kładą na możliwość analizy danych o swoim stanie zdrowia, koncentracji czy samopoczucia. Przedstawiciele tego nieformalnego, choć stale lobbującego na rzecz swojej popularyzacji, ruchu z wielkim zaangażowaniem i ufnością podchodzą do tzw. kwantyfikacji informacji dotychczas ujętych opisowo. Chodzi tutaj o codzienne aktywności, jak liczba kroków, przebyta odległość, spalone kalorie oraz jakość i ilość snu. I o ile te pierwsze nie wydają się być szczególnie imponujące, to ta ostatnia, w silny sposób związana z neuronauką, wykazuje największy potencjał. Urządzenie wykorzystujące EEG, a więc badające aktywność fal mózgowych, może na przykład wybudzić swojego „właściciela” w odpowiedniej fazie snu tak, by był wypoczęty i wyspany, a w dłuższej perspektywie wpłynąć na jego harmonogram i sposób organizacji czasu przeznaczanego na sen.

Aby zaprojektować własne, komplementarne, „policzone ja”, miłośnicy Quanitified Self są skłonni oddać część swojej prywatności pobieraczom i zarządcom danych schowanych pod różnorodnymi gadżetami, urządzeniami i detalami. Opaski, okulary czy zegarki zwane wearable technologies połączone są z aplikacjami na smartfony, które, w zależności od potrzeb i zachcianek, mogą pełnić rolę spersonalizowanego lekarza, motywatora czy analityka osobistych danych.

Wearable technologies sposobem na poprawę jakości życia

W 2015 roku Aleksandra Przegalińska z Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie wygłosiła na konferencji CyberRe 5.0 krótki wykład pt. Zarządzanie sobą: Quantified Self i nowe trendy wearable technologies. Przedstawiła tam ówczesny stan wiedzy na temat ruchu Quantified Self i technik implementacji niektórych założeń. Minęły już przeszło dwa lata od tamtej prezentacji, a to, jak każe myśleć obiegowa opinia, w nowych technologiach prawdziwa przepaść. Jak dziś wygląda sytuacja w branży zajmującej się projektowaniem i wykonywaniem technologii, z którymi kilka lat temu wiązano tak ogromne nadzieje? Czy choć część marzeń o jednostce zdolnej do kwantyfikacji i autoanalizy samopoczucia czy poziomu koncentracji, która jest antropologicznym ideałem zwolenników Quantified Self, została zrealizowana?

Zanim spróbujemy przyjrzeć się ewentualnym odpowiedziom na tak postawione pytania, warto, abyśmy zaprezentowali generalne wnioski, jakie pozwala wysnuć nam wspomniany wykład Aleksandry Przegalińskiej.

Społeczność Quantified Self, szczególnie w USA staje się rzecznikiem coraz bardziej inwazyjnych technologii, począwszy od najprostszych opasek na ręce mierzących ilość kroków czy liczbę spalonych kalorii, poprzez urządzenia typu EEG i EKG na wykonywaniu codziennej morfologii kończąc. Warto zaznaczyć też, że grupy lobbujące za używaniem tego typu urządzeń uważają, że czas spędzony bez wyżej wspomnianych urządzeń jest czasem straconym, a aktywności natomiast – bezproduktywne.

Celem zbierania danych przez urządzenia Wearable Technologies jest nie tylko znajomość własnego organizmu i zmiany niektórych elementów życia, ale także porównywanie swoich wyników z wynikami innych, wzajemne motywowanie się czy konkurowanie. Dzięki tym danym możliwe jest również porównywanie tych rezultatów w skali globalnej, a także wyszczególnienie odrębnych grup według wyników poszczególnych pomiarów.

Urządzeniami rewolucyjnymi są te umożliwiające mierzenie trudnych do wychwycenia, zupełnie subiektywnych parametrów takich, jak samopoczucie. Naprzeciw oczekiwaniom członków ruchu Quantified Self wychodzą twórcy urządzenia o nazwie „Melon”. Ta niepozornie wyglądająca opaska umożliwia odczyt fal mózgowych i ich interpretację, a następnie przedstawienie tych wyników w przystępny sposób w aplikacji mobilnej. „Melon” uczy się na podstawie naszych reakcji w różnych sytuacjach, dzięki czemu potrafi też zaproponować rozwiązania umożliwiające poprawę koncentracji czy samopoczucia.

Kwantyfikacja przy użyciu neuronauki może więc prowadzić do lepszego zrozumienia samego siebie, a w przyszłości właśnie forma funkcjonowania, w której liczy się to, co możemy zmierzyć i policzyć, może być dominującą. Z drugiej jednak strony pojawiają się opinie, że stajemy się niewolnikami tego typu urządzeń. Daleko posunięte zarządzanie swoim organizmem nakazuje nam być efektywnymi do granic możliwości – lepiej się koncentrować, dłużej pracować i krócej spać. Jakie mogą być efekty takich trendów w przyszłości? Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć.

Nie wszystko jednak można zmierzyć i w łatwy sposób zinterpretować

Mimo wszystko dzisiejszy poziom nauki nie pozwala jednak na dokładną interpretację danych dostarczanych przez urządzenia z zakresu Wearable Technologies i równie trudno konwertować je do prostej i przystępnej formy aplikacji mobilnej. Ciężko więc powiedzieć, co jest bardziej istotne dla użytkowników: naukowe i zdrowotne zastosowanie narzędzi, czy samo działanie dla poprawy samopoczucia. Faktem jest, że ruch Quantified Self istnieje już ponad dekadę, a urządzenia monitorujące naszą aktywność, szczególnie te związane ze zdrowiem, stają się nieodłączną częścią naszego życia. Coraz więcej firm decyduje się też na produkcję i sprzedaż takich produktów, jednak rynek zdominowany jest przez technologicznych gigantów pokroju Apple, Microsoft czy Samsung.

Jak się okazuje, wskazywany przez Przegalińską „Melon”, czyli aplikacja monitorująca aktywność fal mózgowych i przedstawiająca w formie wygodnych plansz wskazówki dotyczące codziennej aktywności, dziś nie istnieje w formie, jakiej uczestnicy konferencji się spodziewali, czyli osobistego, software’owego doradcy, który na podstawie danych biomedycznych proponowałby rozwiązania wspomagające koncentrację czy zmianę harmonogramu snu. A przynajmniej nic o tym nie wiemy, bo twórcy „Melona” od kilku lat nie dali znać ani o sobie, ani też o swoim urządzeniu.

Na człowieka w pełni kwantyfikowalnego przyjdzie nam więc jeszcze trochę poczekać. Choć globalny rynek urządzeń Wearable Technologies ciągle się rozwija, to jednak na drodze stoją trudności technologiczne, różnice makroekonomiczne w poszczególnych krajach, a także opór przeciwników podporządkowywania swojego życia urządzeniom i wykresom w aplikacjach.